poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Targi kulinarne Warszawski Smak w La Playa i wizyta w Ichiban Sushi.

Z zapasem dobrego humoru wyruszyłam na targi…

Moje pierwsze skojarzenie z dwoma wyrazami ‘targi kulinarne’ było zupełnie inne od tego, co zobaczyłam. To doskonale zorganizowane wydarzenie służące poznawaniu smaków z różnych zakątków świata, próbowaniu przekąsek i ogólnie pojętej rozrywce w pełnym Słońcu, na plaży, przy dobrym drinku i fantastycznej muzyce. Tancerze zrobili przecier z parkietu, a warszawski club La Playa stał się jednym z moich ulubionych miejsc w stolicy.

Zaczęło się sentymentalnie. Weszłam i pierwszym stoiskiem, które zobaczyłam był ‘Dania Babci Zosi’. Moja ukochana babcia ma tak na imię więc z zaciekawieniem przyglądałam przedstawionej na targach ofercie. Zupy z naturalnych składników wyglądały bardzo interesująco.

Jak każda kobieta zatrzymuję się zawsze przy każdym stanowisku, gdzie jest mowa o kosmetykach. O oleju arganowym słyszałam wiele dobrych opinii, więc z zaciekawieniem słuchałam o wersji z henną, która jest naturalnym samoopalaczem – czego chcieć więcej? W końcu można się zdrowo opalać!

Na tym samym stoisku w ofercie był także olej z awokado. To dla mnie osobiście była nowość dlatego zdecydowałam się Wam go pokazać, bo być może podobnie jak ja, nie słyszeliście o nim. Według producenta i broszur, które mi wręczono jest bardzo zdrowy, zawiera dużo witamin, jednonasycone kwasy tłuszczowe (omega-9), które redukują poziom złego cholesterolu. Ma szerokie kulinarne zastosowanie i na pewno zamówię go sobie przez Internet, bo zainteresował mnie ten produkt.

Nie wiem jak Wy, ale ja mam ogromną słabość do ziemniaczków z ogniska. Takich, jakie serwowano na targach jeszcze nie jadłam. Oferta była bardzo interesująca i długo nie mogłam się zdecydować.

Zwyciężyła ciekawość i zamówiłam wersję ‘Kurczak hawajski’. Byłam bardzo miło zaskoczona połączeniem ananasa, kukurydzy i kurczaka w sosie, gdzie słodycz przeplatała się ze słonym w tak finezyjny sposób, że absolutnie te smaki nie gryzły się wzajemnie. Postanowiłam więc, że muszę przygotować coś podobnego w swojej kuchni.

W sosie był także ciągliwy ser…

Przy stanowisku z bułgarskimi przysmakami też długo nie mogłam się zdecydować, czego najbardziej chciałabym spróbować. Postawiłam na pasty do chleba i nie pomyliłam się, ponieważ paprykowa okazała się prawdziwym hitem, a reszta również była całkiem smaczna.

Pamiętacie mój wpis o Paelli? Na targach mogłam się przekonać jak przyrządza się ją w prawdziwie hiszpański sposób. Jak widzicie, nie oszukałam Was pisząc o wielkiej patelni i kuchni pod gołym niebem. Hiszpanie to mają fantazję, co? ;)

Zawsze dziwili mnie ludzie, którzy sami robią lody. Od dziś moim wymarzonym prezentem jest maszyna do robienia domowych lodów. Stoisko z lodami, do tej pory omijane przeze mnie szerokim łukiem, wzbudziło moje zainteresowanie, gdy upał dał mi się we znaki.

Początkowo chciałam zamówić jabłko z wiśnią, ale ostatecznie zdecydowałam się na orzeźwiający ananas z miętą i nie żałuję tej decyzji, ponieważ pierwszy raz spotkałam się z liśćmi mięty w lodach! Mniam! Dla miłośników innych słodkości także było wiele przysmaków. Osobiście poprzestałam na lodach ;)

Zupełnie spontanicznie padła propozycja od moich towarzyszy, aby przypieczętować poznawanie smaków świata wypadem na sushi. Kiedyś musi być ten pierwszy raz – pomyślałam bez entuzjazmu, nastawiona na mdłą rybę. Skoro spróbowałam w tym tygodniu krewetek to przyszła pora na japońską kuchnię.

Muszę Wam przyznać, że pokochałam Sushi od pierwszego kęsa miłością szczerą i niewinną, która nie będzie mi dawać spokoju jeszcze bardzo, bardzo długo. Krewetki w mojej porcji utwierdziły mnie w przekonaniu, że przepadam za owocami morza i nie mam żadnych oporów przed skosztowaniem ich.

Jeżeli chcecie zjeść w Warszawie naprawdę dobre japońskie jedzenie nie wybierajcie żadnych snobistycznych i szpanerskich lokali, ponieważ nie oddają one klimatu Japonii. Pierwsza knajpka, do której poszliśmy była tłoczna i parna, panował w niej niemiłosierny skwar, a ludzie porozumiewali się ze sobą strasznie głośno powodując ogromny gwar. Nie lubię takich miejsc bez klimatu, gdzie przychodzi się wyłącznie zjeść. Jedzenie to pewna forma medytacji i modlitwy, wyraz wdzięczności dla tych, którzy je dla nas przygotowali.

Druga restauracja od razu przypadła mi do gustu – piękne wnętrza, panująca cisza medytacji i spokoju. Z tym właśnie zawsze kojarzyła mi się Japonia. Sztuki walki uczące pracy nad sobą i swoimi reakcjami, oraz nauka cierpliwości i kosztowania jedzenia małymi kęsami za pomocą pałeczek. Z całego serca polecam Wam Ichiban Sushi na Nowym Świecie – przemiła i przeurocza Japonka płynnie mówiąca po polsku staje na głowie, aby dogodzić gościom.

Długo wahałam się czy zamówić sake. Zdecydowałam się jednak na trunek, którego byłam bardziej ciekawa Choya Plum – japońskie wino z nutą śliwek. Polecam wszystkim smakoszom wina. Osobiście zakochałam się w nim na zawsze i będę wracać wznieść nim jeszcze nie jeden toast.

4 komentarze:

  1. No ta paella zrobiła na mnie wrażenie. Piękna relacja. Smaczna. Rok temu byłam w La P tak mnie deszcz zmoczył, hahaha teraz była piękna pogoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tak, jak mówię... żałuję, że nie mam tu żadnych zdjęć słodkości. Mnie osobiście nie interesują, ale są tacy, którzy lubią łasuchować... Z drugiej strony, może lepiej, że nie dokarmiam wyłącznie ich oczu? ;)

      Usuń
  2. Byłam na poprzedniej edycji tych targów, teraz niestety mi nie pasowało, ale z ciekawością obejrzałam Twoje zdjęcia. Tym bardziej żałuję, bo pojawili się zupełnie nowi dostawcy :)

    OdpowiedzUsuń