czwartek, 31 października 2013

Italia od kuchni: Zasmażane owoce morza. Kulinarna wycieczka do Toskanii.

Na przekór Halloween i dyniowym twarzom z szelmowskimi uśmieszkami, ja tematycznie pozostaję w słonecznej Toskanii i na przekąskę, kolację na ciepło lub obiad proponuję Wam zasmażane owoce morza. Prawdziwa gratka dla wielbicieli potraw z krewetkami, kalmarami i omułkami, a pomysł wprost od Włochów zamieszkujących region ze stolicą we Florencji. Ma on charakter wybitnie przemysłowo-rolniczy. Uprawia się głównie: zboża, ziemniaki, bób, karczochy, winorośl, oliwki, brzoskwinie, śliwki itp. Praktykuje się leśnictwo i rybołówstwo, dlatego to właśnie tutaj zjeść można najlepszą dziczyznę i owoce morza. Jest to miejsce niezwykłe, warte zobaczenia, bo to właśnie dialekt toskański stanowił podstawę dla języka włoskiego, a łagodny klimat powoduje, że sezon turystyczny trwa tu od Wielkanocy do października – czyli właśnie dziś się kończy ;)

Potrzebujesz: (dla czterech osób)

- 200 gramów krążków kalmara,

- 200 gramów obranych krewetek,

- 200 gramów omułków,

- olej do smażenia, ja używam Greencado – oleju z awokado,

- 50 gramów mąki,

- jedna łyżka suszonej bazylii,

- sól i pieprz,

- sok z cytryny,

źródło obrazka: pl.wikipedia.org

Wszystkie owoce morza starannie umyć w celu usunięcia zanieczyszczeń. Skropić sokiem z cytryny. Kalmara pokroić w krążki, macki pozostawić w całości. Krewetki i omułki starannie obrać. Można także skorzystać z obranych i gotowych do podania owoców morza, co polecam szczególnie początkującym kucharzom. Olej rozgrzać w dużym garnku lub patelni (ja pomimo, że jest to danie kuchni włoskiej użyłam woka, świetnie się sprawdza przy przyrządzaniu tzw. ‘dań jednogarnkowych’) , tak aby zanurzony w nim kawałek chleba zbrązowiał w trzydzieści sekund.

źródło zdjęcia: www.globtroter.pl

Mąkę umieścić w misie i połączyć z pieprzem, solą oraz bazylią. Owoce morza obtaczać w mące z misy, aż do całkowitego pokrycia. Następnie wyjąć z misy i ewentualnie strząsnąć nadmierną ilość mąki.

Pokryte mąką krewetki, omułki i krążki kalmara smażyć porcjami w gorącym oleju przez 2-3 minuty aż staną się lekko brązowe i chrupiące. Następnie wyjąć z patelni/garnka i pozostawić do odsączenia na ręczniku papierowym.

Gotowe owoce morza przełożyć na talerze i podawać z majonezem czosnkowym, który bardzo łatwo można przygotować miksując dwa ząbki czosnku z ośmioma łyżkami majonezu. Doprawić solą i pieprzem, a potem od razu podawać.

wtorek, 29 października 2013

Toskańska zupa fasolowa.

W Toskanii znajdziemy wszystko: piękne wybrzeże morskie, skąd trafiają na stół ryby i owoce morza, wysokie wzgórza z winnicami, żyzne równiny, na których uprawia się warzywa i owoce. Region obfituje także w dziczyznę i ptactwo łowne. Dzięki temu kuchnia toskańska jest pełna ciekawych przepisów. Tym razem pyszna zupa fasolowa prosto z Toskanii.

Potrzebujesz:

- 400 gramów suszonej fasoli lima (białej, maślanej), moczonej przez noc w wodzie lub 600 gramów fasoli białej z puszki,

- trzy łyżki oleju z awokado lub oliwy z oliwek,

- dwa ząbki czosnku, drobno siekane,

- 150ml mleka,

- 1.5l bulionu mięsnego lub warzywnego,

- dwie łyżki świeżo posiekanego oregano,

- sól i pieprz do smaku,

źródło zdjęcia: toskania.edu.pl

Namoczoną fasolę pozostawić do odsączenia. Zagotować wodę w garnku, umieścić w nim fasolę i gotować przez dziesięć minut. Następnie zmniejszyć ogień, przykryć garnek i gotować jeszcze 30 minut, aż fasola będzie miękka. Fasolę przełożyć do innego naczynia; zawiesinę w której się gotowała, odstawić i zachować. Jeżeli używa się fasoli z puszki, pozostawić ją tylko do odsączenia, resztę zawiesiny fasolowej zachować.

Olej podgrzać na dużej patelni. Wrzucić czosnek i smażyć, aż pojawi się brązowy odcień. Następnie na patelnię z czosnkiem przełożyć fasolę wraz z 400 ml zawiesiny. Jeśli jest jej zbyt mało, dolać trochę wody. Całość zagotować i zdjąć z kuchenki.

Zawartość patelni można zmiksować, rozgnieść ręcznie lub pozostawić fasolę w całości. Preferuję ostatnie wyjście, które wyszło wyjątkowo smacznie – zupy próbowali znajomi wybitnie nieprzepadający za zupą fasolową. Tę w wersji toskańskiej pokochali ;) Doprawić pieprzem i solą.

Na koniec dolać mleko i ponownie podgrzać, lecz nie zagotowywać. Na krótko przed podaniem dodać oregano i wymieszać.

Zupa wyszła bardzo smaczna i gdy tylko zaskoczy nas jesienna pogoda będzie idealnym sposobem na rozgrzanie się. Jest bardzo sycąca, przez co praktycznie nie wymaga drugiego dania. Może z powodzeniem stanowić samodzielny obiad. O tym, jaka jest pyszna świadczy tylko fakt, że smakowała szczerym przeciwnikom zupy fasolowej. Polecam Wam z całego serca na chłodne dni.

Życzę Wam smacznego obiadu i udanego, słonecznego dnia. Niewątpliwie smak moich potraw wzbogaca ostatnio także olej z awokado Greencado o lekkim orzechowym smaku i głębokim zielonym kolorze.

poniedziałek, 28 października 2013

Pasta do chleba z wędzonego łososia i awokado.

Z czym kojarzy się Wam Nowa Zelandia? Moje skojarzenia to wiecznie zielony koniec świata. Miejsce, gdzie życie płynie harmonijnie i spokojnie. Kulinarnie może urzekać wspaniałą jagnięciną, gdyż słynie z hodowli owiec. Podejrzewam, że miłośnicy dobrego wina raz zasmakowawszy trunków nowozelandzkich chętnie powracaliby do nich przy każdej możliwej okazji. To także ojczyzna doskonale każdemu znanego kiwi oraz miodu manuka. Do mojej kuchni Nowa Zelandia przemknęła tylnymi drzwiami, a ja pozwoliłam jej pozostać. Gdy pierwszy raz sięgnęłam po olej z awokado nie byłam do końca świadoma jego pochodzenia. Krajem butelkowania Greencado jest właśnie zielona wyspa pozostająca aktualnie pod wpływem angielskiej królowej.

Cały cykl na blogu poświęcony awokado wziął się z przekonania, że my – Europejczycy często ignorujemy to, co egzotyczne, nie rezygnując z przyjętych kiedyś przyzwyczajeń. Warto bliżej przyjrzeć się właściwościom zdrowotnym awokado i oleju wytwarzanego z jego owoców. Myślę, że dobra kuchnia to proste, naturalne smaki (poza tym kiedy robię coś wybitnie ‘na bogato’ ;) i świeże produkty. Nie ukrywam, że gdybym tylko miała możliwość kupowałabym warzywa i owoce na targowisku prosto od rolnika. Dziś propozycja na leniwe śniadanie w rodzinnym gronie, ale także pomysł na przekąski podczas domowego party. Pasta do chleba z łososia i awokado jest bardzo zdrowym i smacznym dodatkiem np. do kanapki na uczelnię, do pracy lub do szkoły.

Zdjęcie ze strony: www.nowazelandia.com.pl

Potrzebujesz:

- 300 gramów wędzonego łososia, np. w wersji z koperkiem lub z pieprzem,

- od pół do dwóch awokado (im więcej awokado dodasz, tym pasta będzie łagodniejsza i bardziej zielona),

- łyżka stołowa oleju z awokado,

- od pięciu do dziesięciu listków świeżej bazylii,

Rozdrobnioną i obraną rybę, obrane i pokrojone awokado oraz liście bazylii miksujemy razem do uzyskania jednolitej konsystencji pasty. Podawać na pieczywie, np. z płatkami migdałów, pomidorami i rukolą. Smacznego i udanego dnia Wam życzę ;).

Dlaczego zamieniłam mój olej na Greencado?

- jest w 100% naturalny i niefiltrowany – uzyskiwany z pierwszego tłoczenia na zimno, dzięki czemu zachowuje wszystkie swoje prozdrowotne i smakowe walory,

- 5 ml oleju z awokado dostarcza 10% rekomendowanej dziennej dawki witaminy E,

- olej z awokado odznacza się wysoką temperaturą dymienia (250 stopni Celsjusza), wyższą nawet niż oliwa z oliwek czy olej ryżowy, dzięki czemu zapewnia stabilną, wysoką temperaturę podczas smażenia czy pieczenia,

- zawiera wyższy procent (72%) nienasyconych tłuszczów prostych niż oliwa z oliwek (66,8%), olej ryżowy (47%), czy olej canola (58,2%),

- wysoka zawartość jednonienasyconych i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych w stosunku do nasyconych kwasów tłuszczowych przyczynia się korzystnie do prowadzenia zdrowej diety,

- tłuszcze zawarte w oleju z awokado wspierają ciało w przyswajaniu dobroczynnych karotenoidów (przeciwutleniaczy), występujących w owocach i warzywach. Karotenoidy są one głównym dietetycznym źródłem witaminy A u człowieka, opóźniają procesy starzenia, wpływają korzystnie na nasze tkanki,

- olej z awokado poprawia nawet kondycję skóry! Badania wykazały, że olej z awokado podwyższa poziom kolagenu w skórze i działa niczym najlepszy kosmetyk,

Przepis pochodzi ze strony: www.olej-awokado.pl

niedziela, 27 października 2013

Pesto bazyliowe na bazie oleju z awokado.

Wzdłuż wybrzeża morskiego, zwanego Włoską Riwierą, ulokowały się doskonałe trattorie, oferujące dania rybne, wykorzystujące miejscową oliwę z oliwek. Stąd pochodzi także sos pesto, sporządzany z bazylii, sera i orzeszków sosnowych (pinioli). Tym razem wariacja na temat pesto bazyliowego z dodatkiem oleju z awokado, który delikatnym orzechowym smakiem i głębokim zielonym kolorem świetnie uzupełnia dania makaronowe, a w szczególności sosy na bazie oliwy. Pestki pinii zastępuje się z powodzeniem orzechami włoskimi i zamiast oliwy z oliwek bazę sosu stanowi olej orzechowy. Wersja pesto, którą ja chciałabym Wam dziś zaprezentować wzbogacona jest w płatki migdałów, które z reguły dodajecie do ciast i deserów. Eksperyment był niezwykle udany, o czym możecie się przekonać sporządzając ten sos samodzielnie, bo jest to bardzo smaczna i prosta w przygotowaniu potrawa.

Potrzebujesz: (dla czterech osób)

- około czterdzieści listków świeżej bazylii,

- trzy ząbki czosnku,

- cztery łyżki płatków migdałów,

- cztery łyżki tartego parmezanu (opcjonalnie do dekoracji lub jako dodatek do sosu),

- cztery łyżki oleju z awokado,

- makaron ugotowany al dente (około 200-250 gramów na porcję),

- szczypta soli do smaku,

Zdjęcie z przewodnika po Ligurii. Żałuję, że nie mojego autorstwa ;)

Bazylię umyć i osuszyć za pomocą ręczników papierowych. Następnie wraz z ząbkami czosnku, płatkami migdałów, opcjonalnie także tartym parmezanem oraz łyżką oleju z awokado umieścić w mikserze lub naczyniu umożliwiającym potraktowanie składników blenderem. Zmiksować na jednolitą pastę.

Sos można podawać na zimno i na ciepło. Pastę doprawioną pieprzem i solą połączyć należy z gorącym makaronem tak, aby obtoczyła go w miarę równomiernie. W innej wersji sos umieścić na patelni z rozgrzanym olejem z awokado, dodać makaron i podsmażać przez dwie-trzy minuty.

Niewątpliwą zaletą oleju jest fakt, że praktycznie się nie spala i dość długo się nagrzewa, co nawet przy usilnych staraniach uniemożliwia jego przypalenie. Charakteryzuje się gęstą konsystencją, co oznacza, że jest bardzo wydajny i mam nadzieję, że będę smażyć na nim jeszcze bardzo długo.

Sos podawać z ugotowanym al dente makaronem, ale można także inaczej! ;) Pesto nadaje się do smarowania chleba (podobnie jak olej z awokado) lub warzyw na grilla. Można nim przyprawiać zupy, dodając np. jedną łyżeczkę na talerz. Bazyliowego sosu naprawdę nie potrzeba wiele, by wzbogacić smak dania. Na porcję makaronu dwie łyżki w zupełności wystarczą. Penne lekko tylko obtoczone sosem nabiera intensywnego bazyliowo-czosnkowego smaku. Kolejną zaletą sosu jest fakt, że można go przechowywać aż cztery tygodnie w lodówce. W tym celu wystarczy zwykły słoiczek z nakrętką. Przed zakręceniem należy tylko pamiętać by polać zawartość oliwą, aby nie dopuścić do utlenienia bazylii. Teraz, gdy udało mi się przyrządzić wyśmienite pesto trzy razy się zastanowię zanim przepłacę w sklepie za słoik gotowca. Udanej, jesiennej niedzieli Wam życzę.

sobota, 26 października 2013

Dobroczynne dla zdrowia właściwości awokado. Odwar z awokado – oczyszczenie i ukojenie dla organizmu.

Wiecznie zielone awokado występuje w klimacie tropikalnym i subtropikalnym Ameryki. Toksyczne i trujące dla zwierząt, posiada niezwykle dobroczynne dla człowieka właściwości. Nazywane inaczej smaczliwką lub gruszką awokado, bogate jest w tłuszcze łatwo przyswajalne przez człowieka. Zawartość nienasyconych tłuszczów sprawia, że polecane jest osobom chorującym na miażdżycę, nadciśnienie oraz jako uzupełnienie diety lub namiastka masła. Awokado wskazane jest dla osób chorujących na stłuszczenie wątroby i zaburzenia metabolizmu tłuszczów, gdyż zawarta w nim miedź powoduje normalizację funkcji enzymatycznych wątroby i ustępowanie stłuszczenia.

Awokado uważane jest za owoc uspokajający i odstresowujący, działa kojąco na organizm człowieka. Redukuje stres poprzez usprawnienie funkcji nadnerczy. W 2000 r. na Międzynarodowym Kongresie Chemicznym w Honolulu dr H. Kawagiszi z Uniwersytetu Szizuoka (Japonia) przedstawił zachęcające wyniki oddziaływania awokado na wątrobę porażoną wirusem HCV i wirusowym zapaleniem wątroby (WZW typu C). Owoc smaczliwki uważany jest błędnie za tuczący, bo nadmiernie tłusty. To bzdura, ponieważ zawarte w awokado tłuszcze są jednonasycone, co jest bardzo zdrowe dla naszego organizmu.

Spożywanie awokado poleca się kobietom. Poza innymi dobroczynnymi właściwościami owoc ten chroni zdrowie macicy i szyjki macicy. Spożywanie jednego awokado tygodniowo pozytywnie wpływa na gospodarkę hormonalną kobiety. Olej zawarty w owocu smaczliwki ma także istotne dla wielu pań właściwości regenerujące, wygładzające i opóźniające procesy starzenia. Obecnie na rynku kosmetycznym są dostępne różne preparaty z awokado, ponieważ składniki chemiczne zawarte w owocu pobudzają produkcję kolagenu, który działa przeciwzmarszczkowo. Można także nakładać na skórę miąższ ze świeżego owocu, ponieważ idealnie się wchłania.

Odwar ze skórki awokado pozytywnie wpływa na dolegliwości żołądkowo-jelitowe, co wypróbowałam na własnym… problemie. Polecany przy owrzodzeniach żołądka i dwunastnicy, zespole nadwrażliwego jelita i tego typu rozstrojach układu pokarmowego. Po spożyciu odwaru odczuwalne jest ukojenie dla organizmu. Skórki z awokado wystarczy zalać chłodną wodą, a następnie gotować na małym ogniu około 20-30 minut.

Po zakończeniu gotowania odwar przyjmuje piękny burgundowy kolor i po odcedzeniu od skórek nadaje się od razu do picia.

Po zapoznaniu się z powyższymi faktami nie sposób nie nazwać oleju z awokado najlepszym olejem świata. Pierwszy raz miałam okazję spróbować go na chlebie i od razu wiedziałam, że jest to kolejny produkt, o którym chcę Wam opowiedzieć. Owoce, z których wytwarza się Greencado powoli dojrzewają w Słońcu od sierpnia do marca na zboczach gór według Zatoki Obfitości (Bay of Plenty) na zielonej Wyspie Północnej Nowej Zelandii. Delikatnie tłoczony na zimno i nierafinowany olej z awokado extra virgin jest bogaty w zawarte w owocach przeciwutleniacze, witaminy E, C, A, D, K, PP i B. Zawiera więcej jednonasyconych kwasów tłuszczowych, redukujących poziom złego cholesterolu, niż oliwa z oliwek, a także podobnie działające lecytynę i beta-sitosterol.

niedziela, 20 października 2013

Włoska zupa z soczewicą i makaronem.

Zupy są istotną częścią włoskiej kuchni. Tym razem przepis na pożywną zupę, idealną na chłodne, jesienne dni w Polsce. Soczewica nie jest często spożywana przez Polaków i nie jest też w naszym kraju dobrze znana. W starożytnym Rzymie uznawana była za potrawę dla ubogich, a obecnie ponownie zawitała do włoskiej kuchni jako bardzo częsty składnik zup i pasztetów oraz dodatek do mięs. Jest szczególnie popularna w Umbrii i Abruzji, a z uprawy soczewicy słynie malownicze Fucino.

Potrzebujesz:

- cztery plastry boczku pokrojonego w grubą kostkę,

- jedną posiekaną cebulę,

- dwa ząbki czosnku, rozgniecione lub bardzo drobno posiekane,

- cztery łodygi selera naciowego, pokrojonego w prążki,

- 50 gramów dowolnego makaronu,

- 420 gramów brązowej soczewicy z puszki, odsączonej,

- 1.2l podgrzanego wywaru mięsnego lub warzywnego,

- pierz i bazylia do smaku,

Boczek, cebulę, czosnek i seler umieścić na dużej patelni i podsmażać przez 4-5 minut do chwili, gdy cebula będzie miękka, a boczek lekko brązowy.

Makaron ugotować al dente i dodać do pozostałych składników na patelni. Trzymać na ogniu około jednej minuty, mieszając tak aby pokryć oliwą cały makaron. Można także postąpić tak, jak my – Polacy jesteśmy przyzwyczajeni: ugotować makaron, umieścić w miseczce i zalać już gotową zupą. Uważam, że ten sposób jest lepszy, bo makaron na stałe umieszczony w zupie grozi jego maksymalnym rozgotowaniem, czego ja osobiście bym nie zjadła ;)

Przyznam ze smutkiem, że to ostatni post z cyklu makarony Irwega. Możliwość testowania tych produktów była dla mnie niewątpliwie ogromną przyjemnością, ale jak wiadomo to, co dobre szybko się kończy. Być może sentyment związany z makaronami od tego właśnie producenta wiąże się ze wspomnieniami z moich tegorocznych wakacji, które spędziłam w miejscu cudownym, bo w samym sercu mazurskiej wsi. Wszechobecna cisza i spokój naładowały moje akumulatory na najbliższe kilka lat wstecz i każdemu, kto co roku wybiera zagraniczne wojaże polecam najpierw dowiedzieć się jak pięknie jest w naszym kraju ojczystym. W tej właśnie scenerii odbywa się produkcja i degustacja produktu regionalnego – zacierek, które firma Irwega wykonuje od 1993 roku. W oparciu o tradycyjne receptury i regionalne surowce pochodzące z Warmii i Mazur, które są terenem wyjątkowo czystym, niezanieczyszczonym przez człowieka, o czym miałam okazję się przekonać, firma wdraża nowoczesne technologie wysokotemperaturowe. Jednak jeżeli jesteście fanami spaghetti i innych tego typu makaronów również się nie zawiedziecie, co miałam możliwość ocenić na własnym… podniebieniu ;) W ofercie producenta każdy może znaleźć coś dla siebie – nitki, krajanki, świderki, muszelki, łazanki, rurki, spaghetti i zacierki. Myślę, że warto wspierać przedsiębiorczych Polaków i polski przemysł doceniając takie właśnie produkty, które w moim odczuciu nie posiadają wygórowanych cen. Moją szczególną uwagę zwrócił fakt, że makaron firmy Irwega ma piękny, żółty kolor i porównany z innymi przedstawicielami swojego gatunku wyróżnia się na ich tle. Wypróbowałam te produkty do zup, zapiekanek i wielu innych potraw. Z całego serca Wam je polecam i w ramach podsumowania, chciałabym Wam przypomnieć dania, które wyczarowałam z tych produktów.

Makarony firmy Irwega sprawdziły się w przepisach orientalnych, włoskich zupach, spaghetti z kurkami i cukinią oraz w wielu innych przepisach, które możecie sobie przypomnieć TUTAJ. Miłej lektury, a ja tymczasem wracam do przepisu na dzisiejszą zupę.

Gdy boczek będzie już lekko brązowy, a cebula miękka, dodać soczewicę i wywar z rosołu, całość zagotować. Następnie zmniejszyć płomień i gotować jeszcze przez 12-15 minut. Patelnię zdjąć z kuchenki i dodać świeże zioła i przyprawy, może to być mięta lub bazylia.

Gotową zupę od razu podawać, życzę smacznego.

środa, 16 października 2013

Chiny na talerzu: makaron jajeczny z krewetkami. Tajemnice kuchni chińskiej.

Chiny to niesamowite bogactwo kultur i tradycji, a kuchnia tego kraju jest często przez nas Europejczyków niedoceniana. Wielu z nas woli nawet nie wchodzić do chińskiej knajpki, bo boi się znaleźć na talerzu coś dziwnego. Niektórym kuchnia Państwa Środka kojarzy się z gotowymi zupkami i sosami nasyconymi chemią. Czasami nie sięgamy nawet po przepisy kuchni chińskiej uważając, że nierealne jest przygotowanie pysznego chińskiego dania w domu. Zaopatrzyłam się niedawno w kieszonkową książkę z przepisami kuchni orientalnej. Szczególnie zainteresowały mnie Chiny ponieważ chciałabym, aby przeciętny Polak zmienił opinię dotyczącą kuchni tego kraju. Dzisiejszy post opracowałam na podstawie książki pt. ‘Kuchnia chińska’. Zapraszam do zapoznania się z bogactwem smaków Państwa Środka.

W Chinach łączy się różne metody przyrządzania potraw w jednym daniu, np. gotowanie na parze i smażenie lub smażenie i pieczenie, ale nie potrzeba do tego specjalnego sprzętu. Podejmując się przyrządzenia potrawy z kuchni chińskiej spokojnie można sobie poradzić z naczyniami, które już posiada się w domu. Jeżeli np. nie mamy garnka do gotowania na parze, wystarczy położyć ogniotrwały talerz na garnku wypełnionym w 1/3 wodą i przykryć pokrywką lub folią. Czasami trzeba dolać wody, choć większość dań gotuje się szybko. Gotowanie na parze jest bardzo zdrowe, nie używa się tu tłuszczu, a smak jest autentyczny. Zauważcie, że tradycyjna kuchnia chińska nie uznaje tego, co nam się z nią kojarzy, ceni autentyczne smaki i zdrowe posiłki. Wzmacniacze i fixy są tutaj niedozwolone. Smażenie przy ciągłym mieszaniu wymaga użycia podgrzanego już woka. Składniki podobnych rozmiarów (drobne kawałki) miesza się, żeby szybciej się usmażyły. Niektóre potrawy smaży się partiami i usuwa z patelni, by nie straciły smaku. Zwykle pod koniec gotowania wszystkie składniki łączy się w woku, a sos dodaje się podczas lub pod koniec gotowania, zależnie od regionu pochodzenia potrawy. Do smażenia, przy ciągłym mieszaniu stosuje się olej z orzechów ziemnych, choć można go zastąpić olejem roślinnym.

Typowe składniki chińskiej kuchni.

*Anyż gwiazdkowaty (badian) to warzywo strączkowe, o kształcie ośmioramiennej gwiazdy i mocnym anyżkowym smaku. Kupić można je też w formie sproszkowanej. Jeżeli dodaje się strączek do potrawy, przed podaniem należy go usunąć.

*Chińska fasola – długa, delikatna fasola szparagowa, podawana w całości. Można ją zastąpić zwykłą fasolą szparagową.

*Chińska przyprawa ‘Pięć Smaków’ – aromatyczna mieszanka cynamonu, goździków, anyżu gwiazdkowatego, kopru i brązowego pieprzu. Często stosowana w marynatach.

*Czarna fasola jest to odmiana soi. Albo kupuje się świeżą, rozkrusza z solą i płucze, albo kupuje się gotowy sos.

*Kapusta pekińska – jasnozielone liście o słodkim smaku. Dostępna w większości supermarketów.

*Kiełki bambusa to popularny składnik potraw chińskich, który dodaje się dla właściwej konsystencji, ponieważ nie ma smaku. Kiełki kupić można w puszkach.

*Kiełki fasoli są to dość powszechne kiełki fasoli mung – bogate w składniki odżywcze i witaminy. Dodają potrawom chrupkiej konsystencji. Nie należy ich rozgotowywać ponieważ więdną i przestają być chrupiące.

*Makaron – w Chinach jada się różne makarony. Najłatwiej użyć łatwo dostępnych, suchych makaronów, np. żółtych makaronów jajecznych, drobnego, białego makaronu ryżowego lub makaronu, który staje się przeźroczysty po ugotowaniu, wytwarzanego z fasoli mung.

*Mango – dojrzałe mango jest słodkie i aromatyczne. Jeśli kupimy niedojrzałe, najlepiej potrzymać je parę dni w nasłonecznionym miejscu.

*Ocet ryżowy – delikatny ocet o łagodnym, słodkim smaku, dostępny w niektórych supermarketach, ale można go zastąpić octem winnym z jabłek.

*Olej sezamowy – wytwarzany z prażonych ziaren sezamu, o intensywnym smaku. Łatwo się przypala, więc dodaje się do pod koniec smażenia dla dodania smaku.

*Ponikło słodkie – płaskie, okrągłe orzechy, zwykle sprzedawane już obrane w puszkach. Są słodkie w smaku i nadają potrawom chrupką konsystencję.

*Pak choi jest to chińska kapusta o łagodnym, lekko gorzkawym smaku.

*Pieprz syczuański jest to ogólnie dostępny pieprz – dość ostry i pikantny, a więc używa się go w niewielkich ilościach.

*Sos hoisin jest to ogólnie dostępny ciemnobrązowy, słodki, gęsty sos, wytwarzany w przypraw, sosu sojowego, czosnku i chili, często podawany jako dodatek do potraw.

*Sos ostrygowy – łatwo dostępny, brązowy sos z ostryg, z dodatkiem soli, przypraw i mąki kukurydzianej.

*Sos sojowy jest ogólnie dostępny, ale warto kupić sos lepszej jakości. Występuje w dwóch wersjach – jasną dodaje się do ryb i warzyw dla złagodzenia smaku i rozjaśnienia barwy, a ciemną, bardziej kaloryczną, słoną i intensywną dodaje się do mięsa o zdecydowanym smaku lub podaje się jako dodatek do potraw.

*Śliwki liczi warto kupić świeże, ze względu na łatwość przygotowywania. Wewnątrz niejadalnej skóry kryją smaczny, biały owoc – tradycyjny składnik wielu potraw. Dostępne są też w puszkach.

*Tofu (ser sojowy) jest to pasta sojowa, występująca w różnych postaciach. Nie ma smaku, ale nadaje potrawom konsystencję i świetnie wchłania inne smaki potrawy.

*Wino ryżowe kolorem, zawartością alkoholu i zapachem przypomina wytrawne sherry, ale warto je kupić ze względu na oryginalny smak.

*Żółta fasola jest to bardzo słona odmiana soi. Najlepiej szukać odmiany z grudkami, a nie gładkiej.

Makaron jajeczny z krewetkami.

Chiński makaron jajeczny wytwarza się z mąki pszennej lub ryżowej, wody i jajka. Makaron jest znakiem długowieczności, dlatego zawsze podaje się go z okazji urodzin. Uważa się, że krojenie makaronu może przynieść pecha.

Potrzebujesz: (na cztery porcje)

- 300 gramów cienkiego makaronu jajecznego,

- 2 łyżki oleju z orzechów ziemnych (można zastąpić roślinnym),

- 3 drobno posiekane ząbki czosnku,

- bukiet przypraw ‘Pięć smaków’, kurkuma, szczypta pieprzu cayenne,

- 2 pęczki cebuli dymki, pokrojonej w pięciocentymetrowe kawałki,

- 30 surowych krewetek, obranych, z ogonkami,

- 2 łyżki jasnego sosu sojowego,

- 2 łyżki soku z limonki,

Cienki makaron jajeczny ugotować według wskazówek na opakowaniu, w osolonej wodzie z łyżką stołową oleju roślinnego. Po zagotowaniu na małym ogniu około 3-5 minut dokładnie odcedzić, opłukać w zimnej wodzie i ponownie odcedzić.

Idealnie w tym daniu sprawdził się testowany przeze mnie od dawna makaron firmy Irwega. Nadaje się nie tylko do zup, ale także do dań chińskich, ponieważ nie skleja się, a jego piękna intensywnie żółta barwa dodaje potrawie też walorów estetycznych.

W ogrzanym woku rozgrzać olej do bardzo wysokiej temperatury. Wrzucić czosnek i przyprawy. Smażyć cały czas mieszając przez trzydzieści sekund. Dodać dymkę i krewetki. Smażyć dalej, mieszając przez 2-3 minuty.

Dodać sos sojowy, kurkumę, szczyptę pieprzu cayenne, sok z limonki oraz ugotowany wcześniej makaron i dobrze wymieszać. Gotować przez minutę, następnie włożyć na ogrzany półmisek. Przełożyć do miseczek lub talerzy i od razu podawać.

niedziela, 13 października 2013

Targ Śniadaniowy - start sezonu jesień/zima 2013.

Miasto wygląda pięknie jesienią. Uwielbiam te kolorowe liście i przebijające się przez nie promienie Słońca. Niestety dziś pogoda nie dopisała, ale mimo to ludzie żywo zainteresowani kuchnią tłumnie przybyli na wczorajszy Targ Śniadaniowy, który odbył się na warszawskim Żoliborzu. Osobiście popieram każdą inicjatywę, która stanowi przeciwwagę dla fast food'ów i ostatnio coraz bardziej interesuję się zdrową żywnością.

Targ Śniadaniowy to wydarzenie cykliczne, więc jeśli macie ochotę możecie wybrać się za tydzień lub zapisać się do newslettera i otrzymywać informacje na maila. Moim zdaniem jest to fantastyczna okazja do spędzania czasu z przyjaciółmi i bliskimi - alternatywa dla sobotniego poranka przed telewizorem. Organizatorzy tworzą miejsce do spożywania i kupowania zdrowej żywności na świeżym powietrzu. Powiem Wam szczerze, że jestem zauroczona koncepcją, dlatego gratuluję zarówno Pomysłodawcom, jak i Wystawcom. Myślę, że w Polsce jest wielu producentów i restauratorów oferujących zdrową i smaczną kuchnię. Kilku podpytałam o ich działalność i spróbowałam oferowanych specjałów.

Podoba mi się idea, która przyświeca producentom oleju z awokado. Najsmaczniejsze dania powstają często z małej ilości składników, a sztuką jest gotować dobrze i smacznie, mając do dyspozycji przydomowy ogródek lub pobliskie targowisko. Degustacja oleju Greencado odbywa się w najprostrzy z możliwych sposobów, by każdy miał możliwość spróbowania i doszukania się tego wyjątkowego smaku. Otrzymałam chleb obtoczony w oleju - najpierw z odrobiną limonki, a później bez dodatków. Muszę przyznać, że chętnie zrezygnowałabym z masła na rzecz oleju z awokado, ponieważ ma wspaniały, aksamitny smak, a wersja z limonką to niekwestionowany hit. Olej produkowany jest i butelkowany w Nowej Zelandii, która mnie osobiście kojarzy się z mniejszym niż europejski pędem życia i zdrowiem, bo ludzie niezestresowani, to ludzie zdrowi ;) Po usunięciu skórki i pestki miąższ awokado jest delikatnie wytłaczany na zimno w pojedynczym procesie (extra virgin). Piękny, zielonkawy olej jest przelewany do ciemnozielonych butelek, w których zachowuje swoje niepowtarzalne walory smakowe i świeżość. Warto wiedzieć, że należy do najzdrowszych olejów na świecie i jest w stu procentach naturalny, a wysoka zawartość jednonienasyconych i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych w stosunku do nasyconych kwasów tłuszczowych przyczynia się korzystnie do prowadzenia zdrowej diety.

Podczas targu pierwszy raz miałam okazję skosztować specjałów restauracji jeszcze przed jej otwarciem i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem smaku pozornie prostych, aczkolwiek w przemyślany sposób skomponwanych dań. Niebawem każdy z Was udając się na Wilczą w Warszawie będzie mógł poskromić swój Wilczy Głód - pisane dużą literą, bo tak chytrze nazwana została ta restauracja.

Muszę przyznać, że menu zrobiło na mnie wrażenie. Torcik z pumpernikla, białego, wiejskiego sera oraz pasty z jajek i makreli to dosyć specyficzne połączenie, ponieważ tort z definicji kojarzy mi się z czymś słodkim. Danie okazało się w sam raz dla mnie, bo jak już zapewne wiecie, nie przepadam za słodyczami. Natomiast moja porcja sałatki z pomidorów i sera korycińskiego skropiona oliwą znikła w mgnieniu oka, ponieważ bardzo posmakował mi ten ser.

Myślę, że restauracja przygotowała się, aby sprostać wymaganiom każdego smakosza. Dzięki temu wielbiciele ostrych smaków mogli skosztować pasty z czerwonej fasoli i smażonych rodzynek. Nienawidzę rodzynek i nawet nie wiedziałam, że je jem - było pyszne! Natomiast dla osób ceniących sobie łagodniejsze klimaty odpowiednia była pasta z zielonego groszku, natki pietruszki i prażonego sezamu. Również bardzo mi smakowała. Jednak największym hitem wśród smaków prezentowanych przez Wilczy głód były ogórki faszerowane pastą z tuńczyka, gorczycy i natki pietruszki, oprószone prażonym siemieniem lnianym. Pasty do chleba to pomysł na ciekawe śniadanie, dlatego myślę, że spróbuję odtworzyć przepisy na potrawy zaprezentowane przez Wilczy Głód.

Także wielbiciele słodkości byli moim zdaniem w pełni ukontentowani - zagryźli ciasteczko owsiane i wyruszyli oglądać domowe ciasta, ręcznie robione dżemy prezentowane przez innych wystawców.

Krążąc między stoiskami, zainteresowałam się kanapkami od I love hummus. Menu wyglądało bardzo zachęcająco. Następnym razem celuję w świeżo wypiekany chleb pita z kiełbaską sujuk, ponieważ tym razem brakło już miejsca w brzuchu.

Gdy będę miała jeszcze przyjemność z Duża Bula, nie będę im potrafiła odmówić Gravad, czyli marynowanego łososia w stylu szwedzkim.

Żadna impreza w plenerze nie może się odbyć bez pieczonych ziemniaczków. Tym razem nie skusiłam się, ale kolejka przy stoisku była całkiem spora ;) Poza tym w recenzji Targów Kulinarnych Warszawski Smak zaprezentowałam Wam już pysznego ziemniaczka, a moim zadaniem jest szukać dla Was ciągle czegoś nowego.

Podobno misie lubią miodek. Nie tylko! Np. ja uwielbiam słodzić herbatę miodem. Jest bardzo zdrowy, a przy tym smaczny. Chyba niewiele znacie lekarstw, które są dobre w smaku, więc może warto zainwestować w miodek? Na targu była możliwość zaopatrzenia się w różne rodzaje miodu. Mnie zainteresował nektarowo-spadziowy z powodu moich skłonności do alergii.

Wieś polska, tradycyjne wędliny bez konserwantów - obok takiego stoiska nie można przejść obojętnie. Ze względu na smak i zapach oglądałam... Wybierałam... Oj... jak ja lubię kiełbaskę!

Chleb - produkt pierwszej potrzeby. Nasz chleb powszedni, codzienność... Czy możliwe jest życie bez chleba? Ja osobiście nie wyobrażam sobie śniadania bez kromek z ulubionymi dodatkami. Teraz ten fakt warto skonfrontować z myślą, że obecnie do wypieku chleba używa się coraz więcej dziwnych substancji. Dlatego na Targu Śniadaniowym zaopatrzyłam się w prawdziwy domowy chleb od Piekarni Kurpiowskiej.

Prawdziwą gratkę dla wielbicieli sushi przygotowała restauracja TenSushi. Trzy fantastyczne zestawy do wyboru i tylko dylemat, który wybrać. Ponadto niewątpliwą atrakcję stanowił pokaz przygotowywania sushi. Każdy z zamawiających miał szansę obejrzeć jak powstaje jego porcja, pakowana na wynos w całkiem zgrabnych pojemnikach.

Pomimo, że dzień był chłodny degustatorzy nie rezygnowali z sushi na rzecz ciepłych posiłków. Zestaw Lato spełnił moje oczekiwania, smakował fantastycznie i był bardzo sycący. Już do końca wycieczki po Warszawie głód nie przypominał o sobie.

Udany dzień można przypieczętować filiżanką ulubionej kawy. Podejrzewam, że miłośników kuchni wegańskiej zainteresuje kawa z mlekiem sojowym. Ja standardowo stawiam zawsze na mocną i najczarniejszą z czarnych ;)

Z Targu Śniadaniowego wyszłam roześmiana i pojedzona. Poznałam wielu sympatycznych ludzi, którzy z pasją w oczach prezentowali to, czym się zajmują. W takich wydarzeniach, w moim odczuciu, nie ma nic z taniego lansu. Od początku do końca widziałam, że ci ludzie kochają swoje wyroby i chcą nas do nich przekonać. Myślę, że warto uczestniczyć w takich wydarzeniach, choćby dla poznania nowych smaków i wymiany kilku sympatycznych słów i uśmiechów z innymi ludźmi. Mam nadzieję, że idea zdrowej żywności zawita do nas na stałe i zaczniemy czytać etykietki produktów, które kupujemy i uważniej przyjrzymy się składnikom. W wydarzeniu uczestniczyło wielu rewelacyjnych dostawców, nie sposób spróbować wszystkiego i o wszystkim opowiedzieć. Napewno wielbiciele naleśników, placków ziemniaczanych, słodkości, czy smaków kuchni bałkańskiej znaleźliby coś dla siebie, dlatego warto wybrać się za tydzień lub na dzisiejsze Targi Kulinarne Warszawski Smak vol. 3 w klubie 1500 m2, gdzie znajdziecie wiele z opisywanych produktów. Miłej i słonecznej niedzieli Wam życzę.